piątek, 19 kwietnia 2013

Essence, Catrice - czyli standardowo, to co zawsze

Tak się jakoś w moim życiu złożyło, że od połowy stycznia jestem po prostu regularnie zarobiona, co jest stanem niespotykanym od ponad pół roku. Nie powiem, że mi to nie pasuje, ale blogowi chyba trochę mniej, jeszcze się nie zaczął rozkręcać, a już podupada. Lecimy więc z nową notką :)))

Przed Wami zaległe zakupy i parę słów recenzji.


1. Catrice Infinite Matt, 010 light beige. Zupełnie niezrozumiała decyzja Catrice o wycofaniu tego boskiego podkładu sprawiła, że musiałam go nabyć. Wcześniej miałam okazję go wypróbować, ma wspaniałe właściwości - matuje, a zarazem nie wysusza twarzy (mam cerę mieszano-suchą). Mat nie jest płaski, tylko satynowy, rysy są wygładzone, krycie też porządne. Dwie buteleczki czekają na swoją kolej - chwilowo zużywam zapasy (kłania się podkładomaniaczka) ;)

2. Catrice, Made To Stay Longlasting Eyeshadow, 070 Mauvie Star. Więc tak... jestem kompletnie zakręcona na punkcie catricowych cieni w kremie. Po pierwsze, mają dużo ładniejsze opakowania od wycofanych już, ale do dostania jeszcze w naturowych koszyczkach wyprzedażowych cieni w kremie Essence. Po drugie, lepiej się rozprowadzają na oku, chociaż porównanie mam tylko z jednym cieniem z Essence Circus Circus LE. I żeby nie pozostać gołosłowną - poniżej moja drużyna :)


A tak się prezentuje zawartość (naprawdę starałam się zrobić normalne zdjęcie :P )


Od lewej: 010 Pearly Habour, 020 Romans Gone Bad, 030 Star Was Here!, 040 Lord Of The Blings, 050 Metall Of Honor, 060 Jennifer's Goldrush, 070 Mauvie Star. Brakuje tylko 080 Copper & Gabbana :)
Niestety, duża część z tych cieni została już wycofana - obecnie dostępne są 040, 060, 070 i 080.
Najmłodszy "kolega", to jest cień pierwszy z prawej, różni się od reszty stada - ma słabszą pigmentację (trzeba się namachać palcem bądź pędzlem) i nieco inną konsystencję. Ale i tak go lubię, zwłaszcza, że kolejny z zakupów, tj.

3. Essence, Wild Craft LE, Eyeshadow, 03 Mystic Lilac
rewelacyjnie się na nim prezentuje. A jak jeszcze dodać do tego cień 040 nr jako bazę i

4. Catrice, spectaculART LE, Pure Chrome Eyeshadow, 04 Artfully Lustrous,
wychodzi coś takiego:


Tak wiem, trochę stuningowałam;) tak to jest, jak się ma niewyjściowe zdjęcie czegoś, co chce się koniecznie pokazać na blogu:)

Jestem naprawdę zadowolona z fioletu, który dorwałam cudem, bo oczywiście obudziłam się z Wild Craft, jak już większość limitki została wymieciona z naturowych półek. Jest świetnie napigmentowany i używa się go z przyjemnością. Tak, rozświetlacz z Wild Craft też mam :)

Artfully Lustrous to szampański cień, z założenia metaliczny. Daje efekt tafli z iskrzącymi drobinami, ale na oku nie jest spektakularny (co sugeruje nazwa LE, z której pochodzi). Po prostu taki sobie cień do dziennych, szybkich makijaży. Pigmentacja nie powala, w dodatku był dość drogi, jak na tą półkę :) Co ciekawe, często i regularnie go używam.

5. Catrice, Made To Stay Highlighter Pen, 010 Eye Like!

To był dopiero zakup! :) aż mnie serce szybciej zabiło, jak zobaczyłam to cudo na półce... zrozumie tylko ten, kto pamięta, jak to słynny rozświetlacz-widmo wszedł do oferty, pojawiło się na niego miejsce na półce, ale przez dłuższy czas świeciło pustkami ku rozpaczy Catricomaniaczek :) jak tylko zobaczyłam, nie mogłam nie kupić :)
A tak wygląda w porównaniu z innymi podobnymi specyfikami robiącymi rozświetlającą robotę:


Jak widać, Highlighter Pen jest bardzo podobny do nieodżałowanej przez niektórych kredki Essence Longlasting Almost Famous, z tym, że jest bardziej różowy, a AF wpada w szampan i ma złote drobinki. W każdym razie, dobry zamiennik, polecam :)

Skoro już mowa o kredkach, to

6. Catrice, Precision Eye Pencil Longlasting (rly?), 110 My Ninja Purple

Widziałam, że Mademoiselle Chaos chwali te wycofane już kredki pod niebiosa (klik). Mogę tylko powiedzieć - szacun, bo przepięknie wyglądają na Twoich oczach. U mnie niestety - ból i żal. Mam jeszcze 080 Wildthing, na ręce wygląda przepięknie, na oku maże się spektakularnie i równie spektakularnie odbija (chyba nadużywam dziś tego słowa). W każdym razie poszłam za ciosem i dokupiłam fiolet. I niestety, mam to samo. Jakoś muszę z tym żyć. Grunt, że Catrice w zamian zapodało nam w ostatnich nowościach, które podobno już wchodzą do Natur, niejakie Longlasting Eye Pencil Waterproof, które na swatchach prezentują się zabójczo <3

7. Catrice, spectaculART LE, Sheer Lip Colour, 01 Artfully Lustrous i 02 Revel The Red

Rewelacyjne pół-szminki, pół-balsamy do ust, nadające lekki kolor. W moim przypadku 02 to "my lips, but better". Totalnie się nią zauroczyłam i po pierwszych próbach pobiegłam do Natury, żeby zakupić 01. Jeżeli jeszcze gdzieś je dorwiecie, to również polecam :)

8. Catrice, spectaculART LE, Highlighting Powder, 01 Artfully Lustrous

Tego pana jeszcze nie używałam :) W ogóle to miałam go nie brać, ale słaba jest ma wola i wylądował w koszyku. Nie wypowiem się na temat właściwości, wiem,  że ma dobre recenzje. Mi osobiście skojarzył się z rozświetlaczem z Essence Vampire's Love LE, chociaż wolałabym, żeby podobieństwo kończyło się tylko na wyglądzie w opakowaniu :) Oceńcie same:


9. Catrice, spectaculART LE, Ultimate Nail Lacquer, 04 Soulful i Gold Leaf Topcoat

Wstyd się przyznać, ale te dwa lakiery również zalegają i czekają na swoją kolej. Szokiem było dla mnie odkrycie, że fiolet ma drobinki, mam nadzieję, że nie będą widoczne na paznokciu. Poniżej w otoczeniu kolegów:


  A tu już Gold Leaf Topcoat. Wyraźnie widać, że to nie jest typowe złoto :)


10. Essence, Nail Art, Special Effect Topper, Holo Topping, Please!

Just another holo topcoat :) Prezentuje się naprawdę efektownie i warto go mieć!

 

11. Essence, Nail Art, Express Dry Drops

Tego produktu chyba nie trzeba szerzej przedstawiać. Jeden z moich niezbędników, na beton nie wysusza, ale przynajmniej szybko następuje przejście z pierwszego etapu schnięcia na konsystencję plasteliny :) niestety, nie chroni też przed odbita pościelą. Jest mało wydajny - niezbyt często maluję paznokcie (a powinnam), a tu już trzecia buteleczka w użyciu :) Prawdopodobnie częściowo odżywia skórki (?!), bo jest dosyć tłusty.

To by było na tyle - idę spać, bo jutro spotkanie blogerów, pierwsze takie duże w moim mieście. Obiecuję zdać relację :)

Do następnego posta :)

czwartek, 3 stycznia 2013

poświąteczno-sylwestrowe impresje vol.1 + Dimipedia rozdaje!

Witajcie moi dzielni, obecni, przyszli i potencjalni czytelnicy i obserwatorzy :) Nareszcie chwila ogarnięcia po Świętach i Sylwestrze. Jako, że zdarzyło mi się nastrzelać parę fotek, dziś pragnę się nimi z Wami podzielić :)

Poranek wigilijny przywitał mnie ponad 39-stopniową gorączką. Większą część dnia spędziłam w łóżku, zła, że nie mogę pomagać w przygotowaniach do kolacji. W związku z tym, że kobiety w pomniejszonym składzie walczyły w kuchni ze zrobieniem wszystkiego na czas, choinkę w tym roku ubierali panowie :)


Dopiero po przyjęciu paru Gripexów udało mi się ogarnąć i zasiąść do kolacji wigilijnej. Oczywiście jak zawsze miałam problemy z wyrobieniem się na czas, więc postawiłam na szybki makijaż. Szybki oznaczało również, że musiałam podjąć błyskawiczną decyzję co do kolorów i kosmetyków, a z braku czasu, jak i siły byłam zmuszona zapomnieć o wszelkich buziach of de dej. Dlatego zamiast zdjęcia mojego wigilijnego make-upu załączam promo-fotkę cieni, które grały w nim pierwsze skrzypce. Oto i one - potrójne cienie Make Up Academy w odcieniu Pink Sorbet, które mam dzięki kochanej Natalii z bloga Moje Kosmetyki by N :)
Naprawdę bardzo gorąco polecam, zwłaszcza tym, które są zmuszone wyrzeźbić coś na buzi w okolicach godziny 6 czy 7 rano w bardzo krótkim czasie:) Może kiedyś przyjdę z większą recenzją cieni MUA, zwłaszcza mojej ukochanej palety Heaven and Earth <3
źródło: http://www.muastore.co.uk

Notki prezentowej też w tym miejscu nie będzie - dużo tego było w tym roku, więc wyszedłby kilometrowy elaborat (cóż ja mam z tymi kilometrowymi postami) :) chcę Wam pokazać dwie rzeczy.
Po pierwsze, zestaw - kapsułki ProLady ze skrzypem i drożdżami i krem Dermedic Hydrain Forte 24h.


Tak prezentuje się zawartość pudełka:

 
A dla zainteresowanych skład:


Z kremu jestem jak na razie zadowolona, chociaż zdecydowanie bardziej nadaje się bardziej na lato, niż na zimę. Jego konsystencja nie należy do treściwych, jest leciutki, a buzia po nim ładnie się wygładza. Ma ładny zapach. O długofalowym działaniu na razie nie mogę za wiele powiedzieć.
Nie jestem specem od składów, ale ten mi się podoba. Jest krótki i nie tak napakowany, jak innych kremów, nawet aptecznych. W każdym razie kremik Dermedic zamierzam bardziej eksploatować na wiosnę, na razie smaruję się Ziają z bio-olejkiem z awokado i badam, czy ten mega-treściwy oblepiacz wzbogacony w Paraffinum Liquidum (i tak go lubię) nie postanowi mnie przypadkiem zapchać. Kosmetyki z zasady lubią mnie zapychać, a ja nie lubię szukania winnego, bo nie jestem w tym dobra. Głównie dlatego, że ciągle używam czegoś innego :)

Druga rzecz, która mnie rozbroiła:


Przesłodki kalendarz z kotkami :) Jest rewelacyjny, bo chociaż jest nieduży, to na każdy dzień jest poświęcona osobna strona. Idealnie! :)

Jakby tego było mało, jeden z moich storczyków postanowił, że na zimę sobie zakwitnie :D Nie mogę się doczekać!


Na koniec ogłoszenie: jeżeli tak jak ja macie ochotę zgarnąć masę świetnych kosmetyków, nie przegapcie rozdania u Dymka :) Poniżej link do rozdania.


Do następnego posta :*

środa, 26 grudnia 2012

przedmowa:)

ekhe....1,2,3... próba mikrofonu... :) Na wstępie chciałabym wszystkim życzyć Wesołych Świąt, w końcu jeszcze trwają, mamy drugi dzień, dla mnie o tyle ważny, że podjęłam decyzję, żeby coś tu wreszcie napisać :D

O czym będzie ten blog? Tego tak dokładnie jeszcze nie potrafię powiedzieć :)

Na pewno będzie tu się przewijać masa kosmetyków, które chciałyby już wyemigrować z moich za ciasnych szafek, może jakieś makijaże, choć na tą chwilę nie potrafię zrobić innego zdjęcia niż: moja twarz wyszła co najmniej o dekadę starzej niż wygląda w realu, kolory udają, że ich tam nie ma, a wszelkie niedociągnięcia pchają się na pierwszy plan. Ale dzięki niewątpliwemu cudowi techniki jakim są aplikacje typu Instagram, które niemal z każdego są w stanie zrobić artystę fotografa, przestaje być ze mną tak źle. ;)

Poza tym nie zamierzam ukrywać mojej ostatniej obsesji na punkcie zdrowego stylu życia, choć na razie obsesja polega głównie na czytaniu porad, podziwianiu zdjęć kobiet bez grama tłuszczu i kupowaniu Shape'a. :D A tak na poważnie, od ponad miesiąca ćwiczę z płytami pewnej Ewy znanej bliżej jako Endorfina oraz usiłuję zapomnieć o istnieniu takich rzeczy jak chipsy, pizza i napoje gazowane i słodycze. Może niedługo rozwinę bliżej ten temat ;)

Zamiast wirtualnej lampki szampana z okazji posta inauguracyjnego mogę się z Wami jedynie stuknąć szklanką wapna musującego, albowiem życie mnie nie oszczędza i w Święta Bożego Narodzenia 2012 przyszło mi walczyć z rosnącymi wartościami na termometrze, kaszlem i innymi podobnymi atrakcjami. Oczywiście przy okazji zaraziłam wszystkich domowników poza kotami. Dobrą stroną jest to, że są to chyba pierwsze święta w życiu, podczas których się nie objadłam :D Autentycznie brak mi apetytu, choć pyszności w lodówce nie brakuje.

Blogów ile jest - każdy widzi. Nie mam aspiracji na autorytet w jakiejkolwiek dziedzinie, makijażowej, włosowej, fitness czy na mistrza erudycji i poczucia humoru. Z wieloma z Was się znamy nie od dziś, czy to z Wizażu (gdzie wspominacie moje kilometrowe posty :) ), czy z komentarzy, z niektórymi osobiście, dlatego mam przeczucie, że sama tu z moimi wesołymi przemyśleniami nie zostanę:D

Nie odpowiadam za częstotliwość publikowania tu czegokolwiek - jeżeli w czymś jestem dobra, to na pewno w nieogarnianiu życia, jeżeli pojawi się bardziej zabiegany okres, może tu czasem wiać pustką. Ale zatęsknić też czasem jest dobrze, chyba w każdej relacji :)

Przy okazji, chciałam przeprosić za cuda i dziwy na tym blogu, ale ja naprawdę nie ogarniam jeszcze Bloggera. Czy ktoś potrafi mi powiedzieć, jak tu się zmienia czcionkę w polu "Prześlij komentarz"?

źródło: http://gianna264.blogspot.com/2010/12/los-amigos-del-alma-pueden.html